Po siedmiu miesiącach błądzenia wśród wschodnich zakamarków Morza Śródziemnego, zostawiony za rufą Sputnika II ulotny ślad spienionej wody, tysięcy przełamanych fal i świecących nocą meduz przeciął się ze szlakiem, który wyoraliśmy kadłubem we wzburzonych wodach południowej Sardynii w lutym. Kiedy na początku roku odwiedzałem Cagliari w towarzystwie Marka, Pawła i Raya, deszcz i zimno wysysały całą naszą energię, zmuszając nas do skrócenia wacht przy sterze z czterech do dwóch godzin. Ostatnie kilka miesięcy nieznośnych upałów zatarły jednak we mnie wspomnienie chłodu i pozwoliły całkowicie zapomnieć o istnieniu czegoś takiego jak sztormiak. Aż do tej pory. Zbieg okoliczności sprawił, że w miejscu zamknięcia się naszej śródziemnomorskiej pętli, znów poczułem przejmujące zimno i ogłupiające zmęczenie, oraz przypomniałem sobie jakim skarbem jest oceaniczny sztormiak Henri Lloyd i autopilot, który z powodu nadmiernego wyeksploatowania przestał mnie wyręczać od wybrzeży Krety. Podczas przeskoku z Trapani na Sycylii do Cagliari na Sardynii, dwie doby przebijaliśmy się przez front burzowy, który wylewał na mnie hektolitry lodowatej wody i zmusił do pełnienia nieustanej wachty przy sterze i żaglach, bez możliwości ucięcia sobie choćby krótkiej drzemki. Kiedy Karolina z Brunem spali w suchej kabinie, towarzystwa dotrzymywał mi wyczerpany walką z wiatrem i deszczem malutki ptaszek, który ratując swoje życie pokonał strach przed człowiekiem i usiadł mi na głowie, by następnie przeskoczyć pod panel słoneczny i w taki nietypowy sposób przejechać na gapę kilkadziesiąt mil. Mimo fatalnej widoczności obydwaj wiedzieliśmy, że zbliżamy się do zielonej oazy. Zapach mokrej ziemi i roślinności wciągaliśmy w nasze nozdrza już kilkanaście mil od lądu. W bezpiecznej zatoce nieopodal Villasimius na Sardynii rzuciłem kotwicę i błyskawicznie uwaliłem się na koję, a mój mały gość, pobudzony widokiem bujnej zieleni rozgrzał mięśnie wprawiając w drganie skrzydełka i bez podziękowania wystartował w sobie tylko znanym kierunku. Następnego dnia front burzowy się oddalił, ale po jego przejściu oddychaliśmy już zupełnie innym powietrzem.czytaj