Legendę o korsarce Stence znajdziemy w książce "W krainie Gryfitów: podania legendy i baśnie Pomorza Zachodniego" z roku 1986, pod redakcją pana Stanisława Świrka:
„O urodziwej Stence – korsarce wolińskiej
(wg. wersji zapisanej na Wolinie w 1952 roku)
Na zachodnim krańcu polskiego Bałtyku leży wyspa Wolin, słynąca z bogatej fauny i flory oraz licznych uzdrowisk. Wolin szczyci się też prastarą historią osnutą wieloma podaniami i legendami.
Jedno z tych podań wiąże się z małym jeziorkiem Gardno, leżącym około sześciu kilometrów na wschód od Międzyzdrojów. Osobliwością jeziorka jest to że jest ono oddalone od morza zaledwie dwieście pięćdziesiąt metrów, a wznosi się ponad jego poziom około siedemnastu metrów; leży więc na wzgórzu. Kształt ma również dziwny: wielkiej gwiazdy otoczonej wokoło bukowym lasem, który nadaje wodzie piękny, modro-liliowy odcień.
Na środku jeziora jest wyspa. Za dawnych, może jeszcze pogańskich czasów stał na owej wyspie gród, po pomorsku gard, stąd też i nazwa jeziora – Gardno. Inne podanie głosi, iż znajdował się tu święty chram Światowita i jego biały koń, wróżący kneziom i rycerzom tajemną przyszłość ich wypraw wojennych.
Najpiękniejsze podanie wiążę się jednak z imieniem Stenki-korsarki.
Opowieść o niej tak się zaczyna:
Żył był w sławnym grodzie pomorskim Kamieniu, który leży niedaleko ujścia rzeki Dziwny do morza, ubogi rybak Boguchwał. Miał nędzną chatę na skraju Zalewu Kamieńskiego, lichą łódź, którą nie śmiał wypływać na morze, i kilka starych wiecznie łatanych sieci. Lecz miał za to córkę jedynaczkę, urodziwą jako jutrzenka, tak że kto na nią spojrzał, oczu od niej oderwać nie mógł.
Nie miała już matki i gospodarzyła się razem z ojcem, naprawiając mu sieci i warząc jadło codzienne.
Miała na imię Stenka.
Nie raz i nie dwa przychodzili młodzi rybacy, by pokłonić się do stóp Boguchwałowi i prosić o rękę córki.
Ta śmiała się im w oczy i odpowiadała jedno stale i to samo:
–albo to mi źle u ojca?
Pewnego dnia jechał konno brzegiem Dziwny dworak książęcy, Kędrzyn, wielki ladaco, znany w całym grodzie.
Ujrzawszy na przyzbie chaty Stenkę naprawiającą z ojcem sieć rybacką , zatrzymał rumaka i zapatrzył się w dziewczynę jak w tęczę:
–Hej, Boguchwale!– zakrzyknął do rybaka. – A skąd to macie taką piękną córkę?
–Bóg taką dał – odrzekł poważnie rybak.
–A nie chcielibyście oddać córki na dwór księcia? – zapytał chytrze. – I jej byłoby lepiej i wam dostatniej.
–Chleb, sól i ryby mamy, a więcej nam nie trza. – odparł spokojnie rybak – chyba, że ona by chciała, Stenka.
-I mnie dobrze z tatkiem – odrzekła śmiejąc się dziewczyna – na dwór książęcy za wysokie progi dla mnie.
Dworak Kędrzyn odjechał z niczym, ale od tego dnia coraz częściej zjawiał się przed chatą Boguchwała.
Któregoś poranka przybył nagle z pergaminem, przy którym zwieszała się woskowa pieczęć książęca.
–Kneź i pan nasz – przemówił do rybaka – rozkazuje wam, byście oddali Stenkę do służby dworskiej. W razie nieposłuszeństwa wtrąci was oboje do lochu!
Strwożył się Boguchwał, posmutniała i Stenka, lecz nie znając wielkiej sztuki czytania i pisania uwierzyli Kędrzynowi na słowo.
Wzięła więc Stenka w węzełek ubogie swoje szaty niewieście, okryła się chustą i pożegnawszy się z ojcem, poszła za dworakiem do grodu.
W miesiąc później dowiedziała się od służby dworskiej, iż kneź żadnego pisma po nią nie wysyłał, że jest to tylko chytry podstęp Kędrzyna.
–Już on nie jedną tak zwabił do siebie – zwierzyła się służebna dworska. – I nic z nim, dziewczyno, nie poradzisz, bo możny to pan i książę mu ufa. Taka jest widać nasza dziewczyńska dola. Nie ty pierwsza, nie ty jedna!...
Za późna to była wiadomość, bo zły Kędrzyn uwiódł już Stenkę, a potem wracać kazał do dom. Lecz jakże tu teraz wracać do ojca?
Rozżalił się stary Boguchwał nad niedolą córki poszedł do księcia kamieńskiego ze skargą na złego Kędrzyna, ale służba dworska nie dopuściła go nawet przed oblicze pańskie i śmiejąc się precz wyrzuciła za dworskie wrota. Wrócił Boguchwał do swej zagrody, obszedł wszystkie kąty pustej chaty, a potem wsiadłszy na swą starą łódź rybacką, wypłynął z sieciami na morze.
I już go nikt więcej w Kamieniu nie widział.
Stenka płakała długo nad dolą swoją nieszczęsną, lecz gdy łzy obeschły, postanowiła pomścić się i za ojca, i za siebie, i za innych pokrzywdzonych. Zmówiła się więc z giermkiem książęcym, który zakochał się w niej, zabili nocą złego Kędrzyna, a potem zbiegli przecz na drugi brzeg Dziwny, w niedostępne bory wolińskie.
Bezludna wyspa Gardno stała się dla nich najlepszą kryjówką, lud okoliczny prawił bowiem, iż jest to zaczarowane uroczysko, na którym straszy biały koń Światowita. Omijano więc okolice Gardna z zabobonnym lękiem.
Wkrótce po rozległym pobrzeżu bałtyckim do Rugii aż po Kołobrzeg rozniosła się wieść o bandzie piratów morskich, którzy napadają na statki kupieckie, tak pomorskie, jako i duńskie, szwedzkie czy hanzeatyckie, rabując doszczętnie i wycinając w pień załogę. Opowiadano przy tym dziwy niezwykłe o zuchwalstwie i odwadze piratów, którzy napadali na statki przy pomocy szybkich i zwrotnych łodzi. Banda miała liczyć okołu dwustu dobrze uzbrojonych ludzi. Hersztem była jasnowłosa dziewczyna Stenka. Nie była to przy tym zwykła banda rabusiów, gdyż piraci część łupów rozdawali ubogim i pokrzywdzonym.
Próżno książę kamieński słał we wszystkie strony zbrojne straże, próżno za głowę herszta wyznaczono wysoką nagrodę – nie dawało to żadnego rezultatu. Nie znana wciąż była kryjówka piratów.
Któregoś letniego wieczoru, gdy nagła burza rozszalałą na Bałtyku, straż piracka doniosła Stence, że widać na horyzoncie jakiś statek.
–Rozpalcie na cyplu nabrzeżnym, gdzie są podwodne skały, wielkie ognisko i baczcie, dokąd statek płynie.
Wkrótce nadbiegł następny goniec z wieścią, że żaglowiec płynie wprost na ognisko.
–Czekać, aż statek wpadnie na skały! Łodzie mieć w pogotowiu w przybrzeżnych zaroślach! Sygnałem do boju będzie płonąca pochodnia, rzucona z urwiska w kierunku żaglowca.
Wielki dwumasztowiec hanzeatycki gnany północno-zachodnim wichrem pędził pod pełnymi żaglami wprost na płonące ognisko i rósł niemal w oczach. Za chwilę rozległ się głuchy trzask, i statek gwałtownie przechylił się na lewą burtę. Załoga żaglowca teraz dopiero zrozumiała, że wciągnięto ją w pułapkę. Majtkowie szybko spuszczali szalupy na spienione fale. Rozległy się krzyki o pomoc i ratunek. Lecz oto płonąca pochodnia oderwała się od urwistego brzegu i zatoczywszy ognisty łuk spadła z sykiem do morza.
Powietrze rozdał okropny wrzask i pięćdziesiąt łodzi pirackich pomknęło do rozbitego statku. Walka nie trwała nawet godziny. Piraci nie oszczędzili nikogo. Grzmoty raz po raz przewalały się po niebie. W oślepiającym blasku błyskawic czarne postacie piratów uwijały się szybko na kształt zgrai szatanów.
Przez całą noc, mimo wysokiej fali, piraci rabowali statek kupiecki i przewozili cenne towary na wyspę na jeziorze Gardno.
Rzęsisty deszcz, który spadł nad ranem, zatarł wszystkie ślady napadu. Tylko na skalistym wybrzeżu wolińskim czarniał rozbity doszczętnie wrak żaglowca.
Na wyspie gardneńskiej piraci zacierali z zadowolenia ręce i dzielili się bogatym łupem. Połowę zdobyczy, przynależną dowódcy, Stenka poleciła rozdać po kryjomu ubogim chłopom okolicznym.
Lecz radość piratów była przedwczesna, nie wiedzieli bowiem, że pośród bitewnego zamęty udało się kuchcikowi żaglowca przemknąć wśród ciemności i dopaść do brzegu.
Upłynęło kilka dni spokojnych wśród ucztowania i znów późnym wieczorem jakiś statek kupiecki ukazał się na widnokręgu. Stenka rozkazała ponownie rozpalić wielkie ognisko na urwistym cyplu i być w pogotowiu bojowym. Lecz tym razem morze było spokojne. Żaglowiec sunął wprost na płonący stos, ale ominął zręcznie niebezpieczne skały podwodne i wpłynął do maleńkiej zatoki.
Stenka płonącą pochodnią dała hasło do szturmu, i łodzie pirackie pomknęły ze wszystkich stron do żaglowca.
Lecz oto na pokładzie statku wyrosły jak spod ziemi szeregi zbrojnych łuczników i oszczepników i deszcz strzał z łuków i kusz spadł na piratów.
Spostrzegła Stenka, że tym razem sama wpadła w pułapkę, i dała znak do odwrotu. Tylko niewielka część piratów zdołała pod osłoną nocy przedrzeć się do łodzi na brzegu jeziora Gardno i dobić do wyspy, reszta dała gardła w walce lub poszła na powróz. Ocaleni z pogromu piraci wiedzieli jednak, że są to ich ostatnie godziny, odkryto bowiem ich kryjówkę.
Stenka zebrała niedobitków i podziękowała im za wierną służbę.
-Nie znaleźliśmy prawa i sprawiedliwości we własnej ojczyźnie, więc musieliśmy bronić się i mścić krzywdy nasze. Potrafiliśmy wiele razy zwyciężać, jutro musimy pokazać, że potrafimy zginąć.
Następnie rozkazała potopić w jeziorze wszystkie skarby pirackie i przygotować się do walki.
Czuwała przez całą noc, zasłuchana w głuchy szum morza, który docierał aż tu na wyspę. Przez sito wspomnień przesiewała dzień po dniu całe swoje krótkie i smutne życie.
–A przecież wszystko mogło być inaczej – szepnęła.
I nagle zdało jej się, że widzi ojca swego, Boguchwała, jak na wątłej, słabej łodzi płynie na spotkanie ogromnego morza.
–Wkrótce się zobaczymy – uśmiechnęła się w zadumie.
O świcie łucznicy i oszczepnicy księcia kamieńskiego przypuścili szturm na wyspę.
Piraci walczyli zawzięcie, raniąc wrogów z ukrycia, lecz musieli ulec wielokrotnej przewadze. Zginęli w walce co do jednego.
Zwycięzcy, zdobywszy wyspę, na próżno szukali herszta piratów. Skoro tylko pierwsze czółno oszczepników dobiło wyspy, Stenka skoczyła w nurty jeziora i przepadła bez śladu.
Podanie głosi, iż na dnie jeziora Gardno znajduje się po dzień dzisiejszy wielki skarb piratów. Kto go wydobędzie, musi połowię skarbów przekazać, zgodnie z ostatnią wolą Stenki, ubogim i pokrzywdzonym.
Stanisław Świrko"